Straszne historie

Straszne historie
Made By: werko40

wtorek, 2 sierpnia 2011

Kobieta Z Cmentarza!.


W pewnym niewielkim miasteczku stał dawno opuszczony już cmentarz. Ludzie go nie odwiedzali, ponieważ twierdzili, że jest nawiedzony. Do miasteczka sprowadziła się rodzina z dwójką dzieci. Oni również usłyszeli o nawiedzonym cmentarzu od swoich sąsiadów, ale dorośli jak to dorośli jedynie się z tego śmiali. Dzieci ogromnie przejęły się tą historią. Było jeszcze gorzej, gdy okazało się, że ich dom leży niecałe 100m. od cmentarza, a z tylniego okna domu widać ten nawiedzony cmentarz. Rodzice nie wierzyli w tę historię o duchach pojawiających się na cmentarzu, ale dzieci owszem. Pewnego wieczoru rodzice dzieci postanowili wyjść na romantyczna kolację do restauracji za miastem. Dzieci zostały, więc same w domu. Koło 12.00 w nocy Mej i jej brat Jan usłyszeli śpiew kobiety. Wyjrzeli przez okno a na jednym z nagrobków siedziała kobieta w białej szacie i śpiewała. Niespodziewanie odwróciła się do dzieci i szeroko się uśmiechnęła. Rozpłynęła się w powietrzu. Mej wrzasnęła z przerażenia i czym prędzej chciała biec do swojego pokoju. Gdy wchodziła na schody zobaczyła na nich siedzącą postać. Była to ta sama kobieta, którą widziała z bratem przez okno. Wstała ona i podeszła do przerażonej dziewczynki. Położyła jej rękę na głowie poczym szybkim ruchem skręciła jej kark. Gdy chłopak poszedł szukać swojej siostry znalazł jej ciało na łóżku na ścianie pisało ludzką krwią "Niech rodzice lepiej uwierzą"

poniedziałek, 4 lipca 2011

Straszne wakacje... (część I)

Pewna rodzina - w składzie: ojciec (Mariusz, lat 40), matka (Monika, lat 39), córka Nicola (lat 17), syn Max (lat 16) i córka Majka (lat 14) wybrali się na wakacje nad morze.
Było cudownie... Wspólne śpiewanie podczas jazdy samochodem, zabawy rodzinne, luksusowy hotel z pięknym widokiem na morze... Ale pewnego dnia Nicola zaznajomiła się z tubylcem...
- Ma na imię Alex i jest boski. - bez przerwy mówiła Nicola.
- Taaak, wierzymy ci... a pamiętasz, że jutro mamy rejs statkiem? - zmieniał temat ojciec...
I tak (odkąd Nicola poznała Alexa) wyglądały ich rozmowy.
- Sądzę, że powinniśmy poznać tego całego Alexa... Skoro nasza córka tak cały czas o nim mówi... - pewnego wieczoru powiedziała Monika do swojego męża - Chcę zobaczyć jaki on jest... Rozumiesz mnie prawda?
- Tak, też nie chciałbym, żeby był on jakimś "złym towarzystwem" dla naszej córki... - odpowiedział Mariusz.
Następnego dnia Nicola miała za zadanie zaprosić Alexa na wspólny rejs statkiem... wszystko zapowiadało się fajnie... dopóki rodzice Nicoli nie zobaczyli Alexa...
Był cały wytatuowany... te dziwne znaki na jego ciele przyprawiały Monikę i Mariusza o dreszcze... Ale postanowili "nie oceniać książki po okładce"...
- Witam, Alex... Jak wiesz, jestem tatą Nicoli... - odpowiedział Mariusz cały zmieszany.
- A ja jestem jej mamą... - odpowiedziała Monika równie zmieszana.
- Dzień dobry... - odpowiedział Alex dziwnym nieludzkim głosem.
Niestety rejs się nie udał... był straszny sztorm i rodzina wróciła do hotelu goszcząc Alexa.
- Alex może powiemy moim rodzicom? - powiedziała Nicola cała podekscytowana.
- Jak chcesz... - odpowiedział chłodno Alex.
- No więc tak... - zaczęła Nicola - Chodzimy ze sobą!!! - odpowiedziała jakby to było ogromnie ważne wydarzenie.
- Aha, cieszymy się... - odpowiedzieli zmieszani rodzice.
- Wieeelkie mi wydarzenie... Co w tym takiego? - powiedziała znudzona Majka.
- Zamknij się!!! - wrzasnęła najwyraźniej strasznie wkurzona Nicola.
Gdy Alex wyszedł wszystko jakby się... uspokoiło...
- Co to miało znaczyć?! Nigdy nie krzyczałaś na siostrę! - zbeształ Nicolę ojciec.
- Co...? Przecież ja na nią nie krzyknęłam... - odpowiedziała jakby przebudzona ze snu Nicola.
- Jak to nie? - odpowiedział zmieszany Mariusz.
- Muszę... iść... spać... - odpowiedziała dziwnym głosem Nicola.
Nicola jak w jakimś transie poszła do pokoju i położyła się spać.
Około 3:00 rano Nicola się obudziła i wyszła z pokoju. Wszyscy spali. Usłyszał to tylko Max i z ciekawości poszedł za nią. Nicola wyszła z hotelu i poszła na plażę do jakiejś dziwnej jaskini, której Max nigdy wcześniej nie widział. Wszedł za nią i ukrył się za kamieniem. To co zobaczył było dziwne... Cztery ciemne postacie i jego siostra, która leżała na dziwnym "łóżku" w białej sukience.
"Przecież ona nigdy nie zakłada sukienek... co to za ludzie?!" - pomyślał Max.
Nagle ciemne postacie oświetliło światło i... Max o mało co nie krzyknął... Te postacie miały zniekształcone twarze, były obdarte ze skóry i mówiły nieludzkim głosem. Jedyne co z ich rozmowy zrozumiał Max to było: "Alex zaczynaj...".
"Co u diaska zaczynaj?!!! Co oni zamierzają?!!!" - Max nie wiedział co zrobić.
Nagle postacie zaczęły biczować Nicolę, a ona zaczęła wrzeszczeć z bólu. Max nie wytrzymał:
- Zostawcie ją!!! - leciał na straszne postacie z jakimś patykiem, który zdążył złapać.
Nagle jedna z postaci dotknęła Maxa. Poczuł się dziwnie po tym dotyku i jak długi padł na ziemię... Jedyne co zdążył zobaczyć to ciemne postacie nacinające ostrymi nożami ciało jego siostry...

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Koleżanka z liceum

Idąc chodnikiem po zmroku na obrzeżach miasta można rozmyślać, rozmawiać przez telefon, słuchać muzyki. Bohater tej opowieści wybrał zupełnie inne rozwiązanie... Była zima, chyba luty. Dwudziesto pięcio letni Marek wracał do domu z pracy pieszo, chodź nigdy tego nie robił, ale zmusiło go do tego pożyczenie samochodu swojemu dobremu kumplowi. Telefon rozładowany, lampy przy drodze odmawiały posłuszeństwa: gasły co jakiś czas. W takich miejscach nawet dorosła osoba czuje się niepewnie, szczególnie kiedy idzie się pomiędzy stuletnim parkiem i martwą drogą, a po drugiej stronie ulicy rozciąga się stara kopalnia i kilka opuszczonych domów. Wiał wiatr, padał śnieg. Marek byłtrochę zmęczony, kleiły mu się oczy po całodziennej pracy w biurze. W obrębie 20 km nie było żywego ducha. "Czy ta droga nigdy się nie skończy?!" - pomyślał lekko znużony po przebyciu 1/3 drogi. W którejś kolejnej minucie marszu usłyszał za sobą kroki. "Kobieta..." - owiedział cicho do siebie, rozpoznając odgłos obcasów. Kroki stawały się coraz szybsze. Wkońcu nieznajoma dogoniła mężczyznę. Gdy była kilka kroków za nim, Marek oglądając się ujrzał postać w czarnym płaszczu, twarz widział częściowo z powodu gasnących lamp. Nowa towarzyszka uśmiechając się w końcu zaczęła rozmowę: -Witaj, Marku. Poznajesz mnie? Pewnie nie... Rzeczywiście, Marek nie wiedział, z kim ma przyjemność. Ale kobieta kontynuowała: -Liceum nr.3, klasa 1a. Druga ławka pod oknem, dwa długie kasztanowe warkocze. Dalej nic ci to nie mów? -Majka? -Tak! -Nie wierzę! Skąd się tu wzięłaś? Co u ciebie? Gdzie teraz mieszkasz? Czym sie zajmujesz?- zaczął zasypywać ją pytaniami. -Wiesz, zacznę od początku. Przyjechałam tu tak po prostu, przypomniec sobie dawne czassy. Pamiętasz? Tu mieszkałam...- Maja wskazała na jeden z opuszczonych domów w pobliżu kopalni. -Tak, a teraz gdzie mieszkasz? Gdzie są twoi rodzice?- dopytywał się Marek. -Mieszkają na wsi, a ja... Powiedz lepiej, co tu robisz o tej porze. - opowiedział jej o pożyczonym aucie, zaczęli też rozmawiać na inne tematy. Maja jakby specjalnie zwalniała tempo spaceru. -Może wstąpisz do mnie? Chodźmy szybciej.- zaproponował Marek. -Wiesz, nie lubię spacerować szybko. Proszę cię, nie spiesz się, bo "Gdy człowiek się spieszy..." -Tak, tak, wiem : "... diabeł się cieszy".- zaśmiał się Marek- więc dobrze, chodźmy wolno. I tak zrobili. Pokonali drogę w czasie dwa razy dłuzszym. Mimo tego miło im się rozmawiało. Gdy byli kilkaste metrów od celu, Maja zaczęła się żegnać z przyjacielem. -Na mnie już pora, zrobiłam, co miałam zrobić, pora się rozstać. -Szkoda. Ale mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy? -Na pewno, tylko nie tak szybko - dodała na pożegnanie z uśmiechem Maja znikając w bocznej drodze. Po dotarciu pod blok, Marek ujrzał, że stoi tam pare radiowozów, karetka i straż. -Co się stało?! - zapyał z niepokojem funkcjonariusza. -Wyciek gazu. Gdyby pan wrócił 20 min temu, to był by koniec. Markowi zaparło dech z przerażenia: "To tylko dzięki Mai!". Następnego dnia koniecznie chciał ją znaleźć, dzwonił do znajomych z liceum, aż w końcu dostał numer do jej rodziców.: -Dzień dobry. Czy można prosić Maję do telefonu? Chciałbym jej podziękować. Usłyszał płacz w słuchawce: -Maja.. nie żyje.. Zginęła rok temu od wycieku gazu w jej mieszkaniu...

Wesołe miasteczko

Nadia miała 10 lat,nie była ładna,ale miała mnóstwo przyjaciół.Któregoś dnia firma rodziców splajtowała i musieli się przenieść do innego miasteczka Salensvile.Nadia pożegnała się z przyjaciółmi i z żalem w sercu pojechała.Było tam dosyć dziwnie.Wiał porywisty wiatr wszystko wydawało się szare.Naprzeciwko ich domu stało Wesołe miasteczko,od lat nieczynne było wręcz upiorne.Była noc,dziewczynka nie mogła zasnąć,a o północy usłyszała dziecięcy śmiech i piski maszyn.Wyjrzała przez okno i zobaczyła dzieci bawiące się w Wesołym Miasteczku.Następnego dnia o północy,nieświadoma niczego poszła się tam bawić.Gdy weszła nagle dzieci ucichły,a starsza dziewczynka,która miała czerwone oczy powiedziała "Mamy następną ofiarę.Wszystkie dzieci się zaśmiały i rzuciły się na nią rozrywając ją na kawałki.Jadły jej mięso i coraz bardziej ich oczy stawały się czerwone.Rodzice niepokoili się o Nadię,a o północy usłyszeli pisk dzieci i wołanie ich córki "Mamo,tato ja się tu troszkę pobawię".Od staruszki mieszkającej obok nich dowiedzieli się,że gdy miasteczko było czynne pewna dziewczynka spadła z Koła Młyńskiego.Jej niespokojna dusza krążyła po Wesołym Miasteczku,które po tym wpadku zamknięto i nie chcąc sama się tam bawić zabijała dzieci.

Nieżywa dziewczyna

Pewnej nocy zakochana para wybrała się na opuszczony cmentarz. Gdy chłopak zbliżył swoje usta do ust dziewczyny zobaczył, że w krzakach coś się porusza. Poszedł to zobaczyć, lecz niczego tam nie zobaczył. Po chwili kolejny raz coś zaczęło się tam poruszać. Chłopak nie wytrzymał i po raz kolejny poszedł zobaczyć co się tam kryje zostawiając swoją dziewczynę samą siedzącą na nagrobku.Gdy wrócił oznajmiając, że nic tam nie ma zaskoczył go fakt, że nigdzie nie było jego dziewczyn. Na nagrobku jedynie była ogromna plama krwi, która ciągnęła się do kostnic. Drzwi do niego były otwara. Na środku stała trumna, była stara ale jej wieko było otwarte. Chłopak spojrzał do trumny i zobaczył w niej ciało swojej dziewczyny. Na jej szyi były dwa ślady ukąszeń wampira. Tętnica dziewczyny była rozszarpana. Gdy chłopak wrócił do domu zadzwonił na policję. Jednak gdy podał imię i nazwisko dziewczyny, którą kochał policja go wyśmiała. Stwierdzili jedynie, że Anna Darlla nie żyje od prawie 50 lat. Została zabita w niewyjaśnionych okolicznościach. Zostawiono ją w trumnie w kostnicy ponieważ nikt nie chciał jej pochować.

...

Mieszkam na wsi, a dokładnie na jej obrzeżu - sześć domków, a wokół pola i las. Wszystkie te małe domki są jeszcze \"poniemieckie\", przedwojenne. W moim domu mieszkał niegdyś Friedrich Quass z żoną, która zmarła w okropnych męczarniach gdy rodziła swoją córkę Marthę. Gdy Martha wyrosła na urodziwą panne ojciec chciał oddać ją za żonę Polakowi - Piotrowi Pogonce. Niestety Martha go nie kochała, ale nie miała odwagi sprzeciwic się ojcu.
Kilka miesięcy po ślubie Piotr zabrał Marthę na konną przejażdżkę. Galopowali przez las, gdy nagle Martha spadła z konia i udeżyła głową w kamień. Najprawdopodobniej zapadła w śpiączkę, ale stwierdzono że nieżyje. Pochowano ją na ewangelickim cmentarzu w Dłużynie Dolnej (niem. Langenau).
Pewnej nocy, gdy nad Dłużyną rozszalała się burza, przyjaciółka Marthy - Gertrude Hoffman miała straszny sen: widziała Pogonkę w trumnie. Ta szamotała się, dyszała bo brakowało jej powietrza. Gertrude usłyszała słowa przyjaciółki: \"Ratuj mnie! Ja żyję! Jeśli to prawda niech na moim grobie wyrośnie fioletowy wrzos\"
Następnego dnia Gertrude powiadomiła o śnie ojca Marthy - Friedricha. Przybywszy na cmentarz zobaczył wokół grobu córki mnóstwo wrzosu. Po odkopaniu trumny wszystkim ukazał się przerażający widok - zwłoki leżały wygięte w nienaturalny sposób z twarzą zwróconą w dół.
Friedrich po tych wydarzeniach stracił rozum. Kilka dni później powiesił się w lesie.
Cmentarz ewangelicki w Dłużynie zlikwidowano. Kości wrzucono do zbiorowej mogiły.Nagrobki stoją wzdłuż ogrodzenia na cmentarzu komunalnym. Wrzosy rosną do tej pory na starym cmentarzu oraz na nowym - przy nagrobku Pogonki. Nie sposób ich wytępić nawet chemikaliami...

Straszna historia

 Wyjechałamw sierpniu do mojej babci i dziadka, którzy mieszkają na totalnymodludziu. Kiedy dojechaliśmy (z trudem), babcia otworzyła nam drzwi iod razu się odwrócił. Było widać, że płacze. Mama zapytała, co sięstało. Babcia odpowiedziała, że kwadrans temu dziadka zabrałopogotowie. Nie wiadomo, dlaczego, ale skarżył się na serce. Kiedyusiedliśmy w salonie na kanapie, babcia poszła zadzwonić do szpitala idowiedzieć się, co z dziadkiem. Wróciła zszokowana, bo telefon niedziałał.Tata poszedł to sprawdzić. Gdy wrócił, powiedział, że ktoś...przeciął kabel od telefonu. I to tak, że nie dało się połączyć dwóchkońców - ubyło z 10 cm kabla. Ja, mama i tata w pośpiechu wyjęliśmyswoje komórki, ale ze zgrozą stwierdziliśmy, że nikt nie ma tu zasięgu.- A więc jesteśmy odcięci od świata...? - zapytałam drżącym głosem. -Nie - odpowiedział tata - przecież mamy jeszcze samochód. Wyszedł nazewnątrz. Gdy rócił, sam był już zdenerwowany. Oświadczył, że ktośpoprzebijał wszystkie cztery opony... W ciężarówce dziadka też.Zaczęliśmy się naprawdę bać - kto chciał nas odciąć od wszystkich? -Mamo... Co jest najbliżej od waszego domu? Cokolwiek... spożywczy albocoś... - 25 kilometrów stąd jest szpital psychiatryczny... - padłaodpowiedź. "Świetnie" pomyślałam, "nie mogło nas spotkać nic gorszego".Późnym wieczorem - już około 22.00 mama i tata powiedzieli, że jużdłużej nie będą czekać w niepewności i idą szukać tego szpitalapsychiatrycznego, bo tam na pewno mają telefon. Była 23.30, a oni wciążnie wracali. Babcia położyła się spać. Siedziałam sama w salonie. Nagleprzede mną zrobiło się jasno. Zobaczyłam...dziadka! Ale był jakiśdziwny... po chwili skapowałam się, że to jego duch. Przestraszyłam sięnie na żarty - dziadziuś nie żyje...? - Nie wychodź z domu - powiedziałgłosem, który odbijał dziwne echo - choćby nie wiem, co się stało... Izniknął. Zanim zdążyłam otrząsnąć się z szoku, usłyszałam dzwonek mojejkomórki. Ale przecież...ona nie miała zasięgu! Zobaczyłam na ekraniejakiś nieznany mi numer. Odebrałam. - Mam twoich rodziców - powiedziałjakiś cienki, 'żabowaty' i nieprzyjemny głos - w lesie... Rozłączyłsię. Przeszły mnie prawdziwe dreszcze. Jeszcze raz spojrzałam na ekrankomórki - miałam jeden 'pasek' zasięgu. Ale był... Można zadzwonić. "Ajeśli nie zdążę?" pomyślałam. Ubrałam kurtkę, buty i wyszłam. Było jużkompletnie ciemno i aż mnie zmroziło, że po takiej ciemnicy będę musiała iść do lasu... Szczególnie teraz, po tym, co zobaczyłam iusłyszałam... Ale musiałam. Poszłam w kierunku lasu. Kiedy weszłammiędzy pierwsze drzewa, usłyszałam trzask, jakby ktoś całkiem niedalekostąpnął na gałęzi i złamał ją... Pomyślałam, że zaraz naprawdę zejdę nazawał... (gdyby ktoś mi to opowiedział przed tym zdarzeniem, że to się właśnie stanie, wyśmiałabym go...ale to stało się naprawdę). W miaręjak szłam coraz głębiej do lasu, słyszałam za sobą, obok siebie igdzieś przed sobą kroki... szelesty, jakieś odgłosy... Byłam jak wtransie. Myślałam, ze to zły sen, a ja się zaraz obudzę... W końcuemocje i nerwy wzięły górę. Stanęłam w miejscu i krzyknęłam: - Wyłaź,kimkolwiek jesteś! Nie boję się ciebie, rozumiesz?! Nie boję się!!!Chociaż bałam się jak cholera. Byłam zmarznięta, głodna i przestraszona.Wtedy usłyszałam za sobą kroki. Ciche, jak by ktoś się skradał... Nawetnie zdążyłam się odwrócić. Gdy otworzyłam oczy, byłam w szpitalu.Poczułam przeszywający ból w głowie. Przed oczami zamajaczyła mi twarzmamy, ktoś coś mówił, ktoś chwycił mnie za dłoń... Po kilku minutachwszystko zaczęło do mnie docierać. - Jak się czujesz, Karinko...? - spytała szeptem mama. Miała łzy w oczach. - Znaleźliśmy cię rano wlesie... Z tamtego szpitala psychiatrycznego zadzwoniliśmy tutaj, gdziebył przewieziony dziadek... - Nie żyje - wyszeptała mama i ścisnęłamoją rękę. Miałam jakiś uraz czaszki. Lekarze mówili, że niedługo ztego wyjdę. Po południu słuchałam radia szpitalnego. Nagle skostniałamz zimna... "Uwaga uwaga, ważny komunikat... Wczoraj około 22.30 zeszpitala psychiatrycznego (nazwa wycięta) uciekł groźny psychopata...Proszę zachować szczególną ostrożność..."